Za oknami wiał
wiatr. Słychać było łamiące się cienkie gałązki drzew i pogwizdywanie. Nie
mogłam spać dalej choć bardzo tego chciałam. Z niechęcią wstałam z łóżka.
Spojrzałam na zegarek - była dopiero 9 a ja już wstaję z własnej woli.
Założyłam swój czerwony szlafrok i ciepłe, puszyste kapcie. Okna były
zaparowane, więc przejechałam raz, drugi ręką i ujrzałam małe płatki śniegu
spadające z nieba. Na ziemi było pełno śniegu, a jeszcze wczoraj wieczorem go
nie było. Drzewa, budynki, ulice i samochody były pokryte białym puchem. Ludzie
ubrani są w ciepłe, zimowe kurtki i płaszcze. Ucieszyłam się tym widokiem i od
razu poszłam do kuchni przygotować śniadanie dla wszystkich.
Rozebrałam się
i przystąpiłam do robienia śniadania. Trwało to ok. 30 minut, bo zrobiłam ich
dużo, a dlatego że razem z Kevinem je uwielbiamy i dużo zjemy. Słyszałam ciche
kroki. Szybko nakryłam ładnie do stołu i usiadłam na krześle. Do kuchni weszli
Kevin i James.
-Co ty robisz
o 10 rano w sobotę? - zapytał ze zdziwieniem Kevin - Ja muszę się wyspać,
odsypiam przecież cały tydzień właśnie w soboty i niedziele. - Usiadł na
krześle na przeciwko mnie, pochylił głowę i podłożył pod nią swoje ręce.
-Chciałam wam
zrobić śniadanie. - tłumaczyłam się przed moim młodszym zaspanym bratem. -
Zrobiłam naleśniki, bo wiem jak bardzo je lubisz. - na moje słowa szybko
podniosłeś głowę i zaczął zaciągać się zapachem świeżo zrobionych
naleśników, jakby wcześniej nie czuł ich aromatu.
-Co tu tak
pachnie - dobiegł do nas głos taty schodzącego po schodach - Czyżby ktoś tu
wstał wcześnie żeby zrobić swojemu ukochanemu tacie i braciom śniadanie. -
zaśmiał się z tego nie wiadomo czemu widząc nas w kuchni.
-Skąd wiesz,
że to Jade zrobiła śniadanie? - oznajmił z oburzeniem mój straszy brat. -
Przecież równie dobrze ja mogłem to zrobić.
-Szybciej
uwierzę, że wygrałem w totka niż, że ty zrobisz rano śniadanie ! - roześmiał
się i zaczął płakać nawet ze śmiechu, ale to co powiedział nie było ani miłe,
ani zabawne, ale tata często śmieje się z tego co powie.
-No to
siadajcie, a ja podam danie. - podeszłam do blatu na, którym stało nasze
śniadanie. Zabrałam duży talerz, podeszłam do stołu i go odłożyłam. Usiadłam na
krześle i wszyscy wspólnie rozpoczęliśmy jeść.
Przez chwilę
panowała martwa cisza. Nikt nic nie mówił, tylko było słychać ocieranie widelca
lub noża o talerz, albo skrzypienie krzeseł gdy ktoś lekko się poruszył.
Jednak tato przerwał ją.
-Pójdziecie
dzisiaj kupić choinkę, bo dzisiaj jest targ, na którym będą sprzedawać. A jak
się pośpieszycie to kupicie najlepszą, więc jak zjecie to od razu pojedziecie
na ten targ. - mówiąc te słowa wstał od stołu i zaniósł brudny talerz do
zmywarki.
-Emmmm...,
mówiąc 'WY' kogo masz namyśli. - zapytałam.
-No wy wszyscy
i jeszcze musicie kupić jakieś ozdoby na dom i choinkę, i potrawy na wigilię.
Dam wam kartę kredytową, a mówiąc wam mam na myśli Jade, bo wy jak zwykle
kupicie coś zbędnego. - powiedziawszy to wyszedł z kuchni.
-Tak na pewno
ja kupię coś zbędnego. - mówił sarkastycznie James. - Ale niech Ci będzie. -
dodał wiedząc, że taty tu nie ma i, że nie usłyszy go.
-Dobra no to
zbierajcie się. O 12 jedziemy. - powiedziałam to z myślą, że chłopaki dostosują
się do polecenia i chciałam wyjść z pomieszczenia, ale nie mogłam...
-Nie będziesz
się mną rządzić ! Jestem straszy i to ja będę zarządzał !
-Ja mam kartę,
ja ma mam auto, ja rządzę. Dziękuję bardzo. - wyszłam z kuchni i poszłam w
kierunku swojego pokoju. Zabrałam rzeczy i skoczyłam do łazienki wziąć
prysznic.
Zajęło mi to
mniej więcej 15 minut. To dosyć szybko jak na mnie. Zeszłam, więc do
przedpokoju, by móc jechać już na świąteczne zakupy ale chłopaków nie było.
Tylko dlaczego mnie to nie dziwi? Było i tak już 5 minut po 12, a ja nie lubię
jak ktoś się spóźnia. Wołałam ich, ale jedyne co słyszałam to -
"Zaraz", "Już", "Poczekaj", "Jeszcze
chwila". Miałam ochotę sama pojechać. Zadzwoniłam do Perrie czy chciałaby
pojechać razem ze mną na targ, bo nie wiedziałam ile czasu zajmie jeszcze
chłopakom.
Była już 12.20
a ich jeszcze nie ma. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z nie za bardzo
wygodnego bujanego drewnianego fotela w przedpokoju i poszłam w ich kierunku.
-Chłopaki ja
wychodzę ! - krzyknęłam do nich, aby oznajmić ich o moim zamiarze. - Weźcie
taty samochód, a ja wezmę swój i przyjedźcie jak najszybciej na targ. -
krzyknęłam jeszcze wychodząc z domu. Usłyszałam jeszcze tylko jakieś kroki i
luknęłam aby dowiedzieć się kto był szybszy. Okazało się, że Kevin no ale już
trudno.
Do centrum
jechałyśmy z pół godziny, a miejsca parkingowego szukałyśmy kolejne 15 minut.
Było już po 13. Gdyby moi bracia się spięli to bylibyśmy tutaj o prawie pół
godziny wcześniej. No ale trudno. Wyszłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy w kierunku
targów.
Najpierw
miałyśmy plan żeby kupić ozdoby, bo z choinką mają nam pomóc chłopacy.
Wybrałyśmy się do pierwszego sklepu z ozdobami choinkowymi. Perrie też kupiła
coś nowego na swoje rodzinne drzewko. Po zakupieniu potrzebnych rzeczy na
choinkę wybrałyśmy się do stoiska z ozdobami na dom. Wybrałam jakiegoś
Mikołaja, który machał ręką i lampki na dach. Musiałam
jeszcze kupić prezenty dla taty i braci. To było dość trudne, ale
wybrałam. Tacie kupiłam zegarek, Jamesowi płytę Maroon 5 i perfumy, a Kevinowi
grę na komputer i kubek z imieniem.
Po drobnych
zakupach skoczyłyśmy na zewnątrz kupić choinkę, bo dostałam sms'a od brata, że
są już na parkingu i mamy iść z drzewkiem. Był duży wybór, ale wydaje mi się,
że ta nasza była najładniejsza.
-Dobra,
bierzemy tą. Nie jest za wysoka, ani za niska, nie za wąska, nie za szeroka. W
sam raz! - krzyknęłam do Pezz gdy zobaczyłam opisaną choinkę.
-No to płać i
bierzemy. - Perrie podeszła do sprzedawcy i powiedziałam, że wybrałyśmy już,
którą chcemy, a ja dałam sprzedawcy w tym samym czasie kartę.
-Pomóc wam ją
nieść? - zapytała sprzedawca w podeszłym wieku - Zanieść wam ją gdzieś może?
-Nie, nie my
sobie poradzimy. Ale dziękujemy za propozycję. - Perrie przytaknęła chociaż nie
wiedziała jaka ta choinka była ciężka, bo przecież ja musiałam ją nieść.
-Jade zobacz,
zobacz jakie ładne. - Pezz szturchnęła mnie w ramie pokazując coś palcem, ale
nie mogłam zobaczyć co, bo zielony przedmiot zasłaniał mi widok, a przez to, że
jeszcze mnie popchnęła zaczęłam tracić równowagę i kołysałam się z lewej na
prawą stronę.
Przeszłam może
z 10 metrów chwiejąc się z jednej na drugą stronę, a moja przyjaciółka oglądała
sobie jakąś biżuterię, której i tak nie kupi tylko będzie się nią zachwycać.
Tępe kolce wystające spoza owiniętej choinki siatki wbijały mi się w twarz
przez co jeszcze trudniej mi się szło. Przeszłam jeszcze 10 metrów i
poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży. Choinka wypadła mi z rąk a ja
poleciałam w dół. Byłam blisko ziemi gdy poczułam mocny ścisk na udach i
ramionach. Otworzyłam poprzednio zamknięte paczadełka i ujrzałam chłopaka z
bujnymi ciemnobrązowymi lokami i zielonymi święcącymi oczami.
-Nic Ci nie
jest - zapytał nieznajomy, a ja nie odpowiadałam zauroczona jego urodą - Emmm,
Nic Ci nie jest? - powtórzył pytanie, nie dostając odpowiedzi na poprzednie.
-Yyyyy...
n-n-nie, n-n-nic. Dz-dziękuje. - odpowiadałam jąkając się i to z zimna, i to ze
strachu, i to z zauroczenia.
-Może pomóc Ci
z tą choinką, bo widzę, że nie dajesz sobie z nią rady - chłopak zaśmiał się a
ja razem z nim. - A tak w ogóle jestem Harry.
-A ja Jade.
Dziękuję. Tam gdzieś jest samochód mojego brata.
-No to musimy
go znaleźć.
Chodziliśmy
razem po wielkim parkingu w celu odnalezienia samochodu. Harry
niósł choinkę, a gdy chciałam ją nieść razem z nim odpowiadał, że lepiej
będzie jak on sam ją poniesie i śmiał się przy tym. Chyba dla niego to drzewko
było niczym w porównaniu tym jakie dla mnie było
ciężkie. Rozmawialiśmy trochę o sobie, trochę o tym co się stało i o
świętach. W momencie kiedy mówił, spojrzałam mu w oczy a on mi, umilkł i s
stanęliśmy
naprzeciwko siebie.
-Coś nie tak?
- przerwał tą niezręczną sytuację zielonooki chłopak. - Hmm.. Widzisz ten
samochód?
-Eeee.
N-n-nie. Szukajmy d-dalej.
Nie zdążyliśmy
się ruszyć, a ktoś zadzwonił na mój telefon. Dzwonił James.
Odebrałam, a on mówił, że nas widzi i, że stoi koło takiego wysokiego
łysego drzewa. Harry zauważył to drzewo i ruszyliśmy w jego stronę.
-No nareszcie.
Czekaliśmy chyba 15 minut. A kto to jest? I gdzie masz Perrie?
-To jest
Harry. A Perrie jest... Kurwa Perrie. Została tam, ja lecę po nią, a ty ładuj
choinkę i jedź do domu, a my dojedziemy moim autem. Harry chcesz jechać z nami?
-Nie, nie ja
się przejdę do domu.
-Ale nalegam.
To za pomoc z choinką i za ratunek.
-No dobrze.
-Dobra, to wy
chłopaki dacie sobie radę. Chodź Harry.
Zostaw komentarz! :)
jeju, to jest genialne *.* aga nie wiedziałam, że jesteś tak dobrą pisarką. :D
OdpowiedzUsuńmasz stałą czytelniczkę i jak chcesz poczytać jakieś fanfiction to zapraszam do mnie >>> bleedlight.blogspot.com
jak na razie mam tylko prolog :C
Super *o*
OdpowiedzUsuń