wtorek, 17 grudnia 2013

Chapter 1 : "When I Look At You"

Za oknami wiał wiatr. Słychać było łamiące się cienkie gałązki drzew i pogwizdywanie. Nie mogłam spać dalej choć bardzo tego chciałam. Z niechęcią wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegarek - była dopiero 9 a ja już wstaję z własnej woli. Założyłam swój czerwony szlafrok i ciepłe, puszyste kapcie. Okna były zaparowane, więc przejechałam raz, drugi ręką i ujrzałam małe płatki śniegu spadające z nieba. Na ziemi było pełno śniegu, a jeszcze wczoraj wieczorem go nie było. Drzewa, budynki, ulice i samochody były pokryte białym puchem. Ludzie ubrani są w ciepłe, zimowe kurtki i płaszcze. Ucieszyłam się tym widokiem i od razu poszłam do kuchni przygotować śniadanie dla wszystkich.                       
Muszę przyznać, że kucharka ze mnie marna, ale naleśniki umiem zrobić. Mama mnie nauczyła. Miałam gdzieś w teczce przepis jak zrobić to ciasto czy jak to się zwie. Zapisałam na kartce co muszę kupić. Wróciłam się do swojego pokoju po płaszcz i wysokie ciepłe buty. Założyłam je na piżamę, bo nie miałam zbytnio czasu, gdyż pewnie tata mógłby się obudzić. Skoczyłam do najbliższego oddalonego o 300 m naszego domu spożywczaka. Kupiłam co chciałam i biegiem wróciłam do domu. Starałam się jak najciszej otworzyć drzwi wejściowe tak aby nikt nie usłyszał i się nie obudził, a zwłaszcza tato, bo moi bracia mają twarde sny nie to co ja czy ojciec.
Rozebrałam się i przystąpiłam do robienia śniadania. Trwało to ok. 30 minut, bo zrobiłam ich dużo, a dlatego że razem z Kevinem je uwielbiamy i dużo zjemy. Słyszałam ciche kroki. Szybko nakryłam ładnie do stołu i usiadłam na krześle. Do kuchni weszli Kevin i James.
-Co ty robisz o 10 rano w sobotę? - zapytał ze zdziwieniem Kevin - Ja muszę się wyspać, odsypiam przecież cały tydzień właśnie w soboty i niedziele. - Usiadł na krześle na przeciwko mnie, pochylił głowę i podłożył pod nią swoje ręce.
-Chciałam wam zrobić śniadanie. - tłumaczyłam się przed moim młodszym zaspanym bratem. - Zrobiłam naleśniki, bo wiem jak bardzo je lubisz. - na moje słowa szybko podniosłeś głowę i zaczął zaciągać się zapachem świeżo zrobionych naleśników, jakby wcześniej nie czuł ich aromatu.
-Co tu tak pachnie - dobiegł do nas głos taty schodzącego po schodach - Czyżby ktoś tu wstał wcześnie żeby zrobić swojemu ukochanemu tacie i braciom śniadanie. - zaśmiał się z tego nie wiadomo czemu widząc nas w kuchni.
-Skąd wiesz, że to Jade zrobiła śniadanie? - oznajmił z oburzeniem mój straszy brat. - Przecież równie dobrze ja mogłem to zrobić.
-Szybciej uwierzę, że wygrałem w totka niż, że ty zrobisz rano śniadanie ! - roześmiał się i zaczął płakać nawet ze śmiechu, ale to co powiedział nie było ani miłe, ani zabawne, ale tata często śmieje się z tego co powie.
-No to siadajcie, a ja podam danie. - podeszłam do blatu na, którym stało nasze śniadanie. Zabrałam duży talerz, podeszłam do stołu i go odłożyłam. Usiadłam na krześle i wszyscy wspólnie rozpoczęliśmy jeść.
Przez chwilę panowała martwa cisza. Nikt nic nie mówił, tylko było słychać ocieranie widelca lub noża o talerz, albo skrzypienie krzeseł gdy ktoś lekko się poruszył. Jednak tato przerwał ją.
-Pójdziecie dzisiaj kupić choinkę, bo dzisiaj jest targ, na którym będą sprzedawać. A jak się pośpieszycie to kupicie najlepszą, więc jak zjecie to od razu pojedziecie na ten targ. - mówiąc te słowa wstał od stołu i zaniósł brudny talerz do zmywarki.
-Emmmm..., mówiąc 'WY' kogo masz namyśli. - zapytałam.
-No wy wszyscy i jeszcze musicie kupić jakieś ozdoby na dom i choinkę, i potrawy na wigilię. Dam wam kartę kredytową, a mówiąc wam mam na myśli Jade, bo wy jak zwykle kupicie coś zbędnego. - powiedziawszy to wyszedł z kuchni.
-Tak na pewno ja kupię coś zbędnego. - mówił sarkastycznie James. - Ale niech Ci będzie. - dodał wiedząc, że taty tu nie ma i, że nie usłyszy go.
-Dobra no to zbierajcie się. O 12 jedziemy. - powiedziałam to z myślą, że chłopaki dostosują się do polecenia i chciałam wyjść z pomieszczenia, ale nie mogłam... 
-Nie będziesz się mną rządzić ! Jestem straszy i to ja będę zarządzał ! 
-Ja mam kartę, ja ma mam auto, ja rządzę. Dziękuję bardzo. - wyszłam z kuchni i poszłam w kierunku swojego pokoju. Zabrałam rzeczy i skoczyłam do łazienki wziąć prysznic. 
Zajęło mi to mniej więcej 15 minut. To dosyć szybko jak na mnie. Zeszłam, więc do przedpokoju, by móc jechać już na świąteczne zakupy ale chłopaków nie było. Tylko dlaczego mnie to nie dziwi? Było i tak już 5 minut po 12, a ja nie lubię jak ktoś się spóźnia. Wołałam ich, ale jedyne co słyszałam to - "Zaraz", "Już", "Poczekaj", "Jeszcze chwila". Miałam ochotę sama pojechać. Zadzwoniłam do Perrie czy chciałaby pojechać razem ze mną na targ, bo nie wiedziałam ile czasu zajmie jeszcze chłopakom.
Była już 12.20 a ich jeszcze nie ma. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z nie za bardzo wygodnego bujanego drewnianego fotela w przedpokoju i poszłam w ich kierunku.
Otworzyłam jej drzwi zaprosiłam na chwilę do środka.
-Chłopaki ja wychodzę ! - krzyknęłam do nich, aby oznajmić ich o moim zamiarze. - Weźcie taty samochód, a ja wezmę swój i przyjedźcie jak najszybciej na targ. - krzyknęłam jeszcze wychodząc z domu. Usłyszałam jeszcze tylko jakieś kroki i luknęłam aby dowiedzieć się kto był szybszy. Okazało się, że Kevin no ale już trudno.
Do centrum jechałyśmy z pół godziny, a miejsca parkingowego szukałyśmy kolejne 15 minut. Było już po 13. Gdyby moi bracia się spięli to bylibyśmy tutaj o prawie pół godziny wcześniej. No ale trudno. Wyszłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy w kierunku targów.
Najpierw miałyśmy plan żeby kupić ozdoby, bo z choinką mają nam pomóc chłopacy. Wybrałyśmy się do pierwszego sklepu z ozdobami choinkowymi. Perrie też kupiła coś nowego na swoje rodzinne drzewko. Po zakupieniu potrzebnych rzeczy na choinkę wybrałyśmy się do stoiska z ozdobami na dom. Wybrałam jakiegoś Mikołaja, który machał ręką i lampki na dach. Musiałam jeszcze kupić prezenty dla taty i braci. To było dość trudne, ale wybrałam. Tacie kupiłam zegarek, Jamesowi płytę Maroon 5 i perfumy, a Kevinowi grę na komputer i kubek z imieniem.
Po drobnych zakupach skoczyłyśmy na zewnątrz kupić choinkę, bo dostałam sms'a od brata, że są już na parkingu i mamy iść z drzewkiem. Był duży wybór, ale wydaje mi się, że ta nasza była najładniejsza. 
-Dobra, bierzemy tą. Nie jest za wysoka, ani za niska, nie za wąska, nie za szeroka. W sam raz! - krzyknęłam do Pezz gdy zobaczyłam opisaną choinkę.
-No to płać i bierzemy. - Perrie podeszła do sprzedawcy i powiedziałam, że wybrałyśmy już, którą chcemy, a ja dałam sprzedawcy w tym samym czasie kartę. 
-Pomóc wam ją nieść? - zapytała sprzedawca w podeszłym wieku - Zanieść wam ją gdzieś może? 
-Nie, nie my sobie poradzimy. Ale dziękujemy za propozycję. - Perrie przytaknęła chociaż nie wiedziała jaka ta choinka była ciężka, bo przecież ja musiałam ją nieść.
-Jade zobacz, zobacz jakie ładne. - Pezz szturchnęła mnie w ramie pokazując coś palcem, ale nie mogłam zobaczyć co, bo zielony przedmiot zasłaniał mi widok, a przez to, że jeszcze mnie popchnęła zaczęłam tracić równowagę i kołysałam się z lewej na prawą stronę. 
Przeszłam może z 10 metrów chwiejąc się z jednej na drugą stronę, a moja przyjaciółka oglądała sobie jakąś biżuterię, której i tak nie kupi tylko będzie się nią zachwycać. Tępe kolce wystające spoza owiniętej choinki siatki wbijały mi się w twarz przez co jeszcze trudniej mi się szło. Przeszłam jeszcze 10 metrów i poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży. Choinka wypadła mi z rąk a ja poleciałam w dół. Byłam blisko ziemi gdy poczułam mocny ścisk na udach i ramionach. Otworzyłam poprzednio zamknięte paczadełka i ujrzałam chłopaka z bujnymi ciemnobrązowymi lokami i zielonymi święcącymi oczami. 
-Nic Ci nie jest - zapytał nieznajomy, a ja nie odpowiadałam zauroczona jego urodą - Emmm, Nic Ci nie jest? - powtórzył pytanie, nie dostając odpowiedzi na poprzednie.
-Yyyyy... n-n-nie, n-n-nic. Dz-dziękuje. - odpowiadałam jąkając się i to z zimna, i to ze strachu, i to z zauroczenia.
-Może pomóc Ci z tą choinką, bo widzę, że nie dajesz sobie z nią rady - chłopak zaśmiał się a ja razem z nim. - A tak w ogóle jestem Harry.
-A ja Jade. Dziękuję. Tam gdzieś jest samochód mojego brata.
-No to musimy go znaleźć. 
Chodziliśmy razem po wielkim parkingu w celu odnalezienia samochodu. Harry niósł choinkę, a gdy chciałam ją nieść razem z nim odpowiadał, że lepiej będzie jak on sam ją poniesie i śmiał się przy tym. Chyba dla niego to drzewko było niczym w porównaniu tym jakie dla mnie było ciężkie. Rozmawialiśmy trochę o sobie, trochę o tym co się stało i o świętach. W momencie kiedy mówił, spojrzałam mu w oczy a on mi, umilkł i s
stanęliśmy naprzeciwko siebie. 
-Coś nie tak? - przerwał tą niezręczną sytuację zielonooki chłopak. - Hmm.. Widzisz ten samochód? 
-Eeee. N-n-nie. Szukajmy d-dalej.
Nie zdążyliśmy się ruszyć, a ktoś zadzwonił na mój telefon. Dzwonił James. Odebrałam, a on mówił, że nas widzi i, że stoi koło takiego wysokiego łysego drzewa. Harry zauważył to drzewo i ruszyliśmy w jego stronę. 
-No nareszcie. Czekaliśmy chyba 15 minut. A kto to jest? I gdzie masz Perrie?
-To jest Harry. A Perrie jest... Kurwa Perrie. Została tam, ja lecę po nią, a ty ładuj choinkę i jedź do domu, a my dojedziemy moim autem. Harry chcesz jechać z nami?
-Nie, nie ja się przejdę do domu.
-Ale nalegam. To za pomoc z choinką i za ratunek.
-No dobrze.
-Dobra, to wy chłopaki dacie sobie radę. Chodź Harry.

Poszliśmy w kierunku targów. Perrie nadal stała przy stoisku i lampiła się na świecidełka. Krzyknęłam do niej, nie usłyszała, krzyknęłam drugi raz, też nie usłyszała. Musiałam, więc do niej podejść i przyprowadzić za rękę. Popytała trochę o Harry'ego i tyle. Musieliśmy znowu szukać auta. Tym razem mniej więcej wiedziałam gdzie jest. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z targowiska.

Zostaw komentarz! :)

2 komentarze:

  1. jeju, to jest genialne *.* aga nie wiedziałam, że jesteś tak dobrą pisarką. :D
    masz stałą czytelniczkę i jak chcesz poczytać jakieś fanfiction to zapraszam do mnie >>> bleedlight.blogspot.com
    jak na razie mam tylko prolog :C

    OdpowiedzUsuń

ily x